niedziela, 21 grudnia 2008
Róża zwycięstwa...
Ocknąłem się przed domem. Nie wiem jak, ale kraina śniegu wie. Takk- oni wiedzą…
S.
środa, 10 grudnia 2008
Fisz - Heavi Metal
Mam wrażenie ze Fish chce odskoczyć trochę od typowego hip hopu, ale coś mu się noga podwinęła,powrót do starej szkoły Hip hopu ? jak można powrócić gdzieś, gdzie się nigdy nie było ?.Być może dla przeciętnego polskiego amatora tego typu brzmień będzie to zagranie warte uwagi, ale nie dla mnie, czuć tutaj amatorszczyznę , i boję się myśleć o tej płycie w kategoriach europejskich bo mi się śmiać chce, "na Polskę bardzo dobra płyta" , jak widać polakom do szczęście niewiele potrzeba.
Drażnią mnie w tle beatu dzwięki rodem z "fruity loopa" , do tego Fish ,który wykonuje buzią zabieg który trudno określić, on wylicza ?? bo to dokładnie brzmi jak wyliczanka w przedszkolu, Fisz prekursorem
"Wyliczanko-rapu" , niebawem nie będzie wojen na rymy tylko " wyzwiska na wyliczanki".
Uważałem Fisza za jednego z poważniejszych artystów w Polsce, myliłem się, bo ta płyta pokazała że jego potencjał i pomysły definitywnie się skończyły, dodam jeszcze że trzeba być totalnym idiotą żeby uznać ten twór "płyta roku" tak jak często się to dzieje na portalach muzycznych , można ją oczywiście kupić i zastosować w inny sposób, np z takiej płyty zrobić balkonowy odstraszacz gołębi żeby nie srały na kafelki, albo otworzyć nią piwo,
1, 2 , 3, Tap-cza-ny...
poniedziałek, 8 grudnia 2008
The Go Find - Stars on the wall
Na zimowe dnie które zazwyczaj kończą się dosyć szybko, na spacery czy nawet patrzenie się w okno, bratnią duszą mogą być koledzy z The go find, koledzy bardzo ciepli i wyrozumiali
Stars on the wall to kojąca propozycja na dobijający okres pełen huśtawek emocjonalnych i rozterek wszelakiego rodzaju, zwodzić was na pewno będzie bardzo delikatny głos wokalisty , ale skoro mnie on nie przeszkadza, wam tym bardziej nie powinien. Mocną stroną tego krążka jest spora dawka łagodnych elektronicznych dzwięków połączonych z przyjemnymi dla ucha gitarowymi wstawkami ,na pierwszy rzut ucha dosyć naiwnymi, błahymi i lekkimi, ale nie mowa tutaj o czymś iście diabelskim jeśli chodzi o muzyczne kompozycje, tylko łagodne pioseneczki, które bez oporu przejdą przez ucho i nie koniecznie zostaną zapomniane, uwierzcie że tak się nie stanie.Ten krążek to mała popowa odskocznia, zrelaksujmy się, napijmy czegoś gorącego, np "kakała" i podumajmy sobie, czy św mikołaj istnieje, co mi przyniesie, i czy Bożenka doda mnie do znajomych na naszej klasie.
Tapczan
poniedziałek, 24 listopada 2008
niedziela, 23 listopada 2008
Caravan Palace
sobota, 15 listopada 2008
Pustki - Koniec kryzysu
Koniec kryzysu brzmi jak wybawienie, odrodzenie wręcz, kryzysu już nie ma, nadeszły pustki
Fenomen Pustek polega na skromności, koncertowali za granicą nie raz nie dwa, i o dziwo się tym nie chwalili, nie mówiąc tutaj o chłopakach z Myslovitz którzy znieśli fioletowe jajo z radości że mogli zagrać na ziemi obcej , Pustkami nie targają wiatry zachodu, wiatry urodzaju, grają tutaj, grają swoje, chwała im za to .
Koniec kryzysu to kawał dobrej roboty, i pod względem muzycznym i tekstowym co graniczy w przypadku polaków z cudem,pustki to zespół który wie czym jest sztuka i wie jak nią operować,teksty śpiewane Stanisława Wyspiańskiego ku wielkiemu zaskoczeniu wyszły wyśmienicie, oddana cała ekspresja, nastrój, Pustki to kultura w dobie kiczu, obok której nie można przejść obojętnie.
Dla dociekliwych nie małe zaskoczenie odnośnie samej piosenki "Koniec kryzysu" , otóż została ona wydana na składance upamiętniającej "Joy Division" , zbudowana na bazie "Passover" opowiadająca o beznadziei egzystencjalnej i samotności, oddająca w pełni klimat wersji pierwotnej, z całego grona artystów jako jedyni nagrali "swoją" piosenkę
Koniec kryzysu nastał, dzięki tej płycie,"Awarii" nie było.
Tapczan
czwartek, 13 listopada 2008
citizen Cope -The Clarence Greenwood Recordings
Fałsz tej płyty bije na kolana, leje nas po żebrach, kuje palcami po oczach.
Dziwna moda się zrodziła , nagle każdy chce grać pseudo funka, pseudo jamajkę, pseudo rap, nietrafny zabieg.
Ale trafny dla przeciętnego słuchacza, który skupia się na ładnym refreniku, i żeby pan który śpiewa miał ładne ząbki i ładne oczka, reszta się nie liczy , tutaj nie gra żadnej roli przekaz, prawdziwośc, nie liczą się uczucia,w taki sposob napędzie sie machine która nabiera rozmachu, i nabiera rozmachu na tyle na ile jej pozwalamy, a niestety pozwalamy, nawet nieświadomie.
Słuchając tej płyty czułem się jak by mnie ktoś gwałcił, katował, zmuszał do picia mleka, robiło mi się mdło , a na koniec zwymiotowałem.
Jeśli preferujecie hiciory rodem z MTV w stylu "Dido" ( nie myllić z Dildo ) pomieszane z "Shagim" to zachęcam.
Tapczanek aka Andrzej aka Ja
sobota, 8 listopada 2008
Maria Peszek- Maria awaria
Szadi_penis
środa, 5 listopada 2008
Animal Collective - Water Curses
Water Curses i pytanie co tym razem , utopią mnie ?.
Te 4 propozycje Pandy B. i kolegów to podróż w stylu "Steve Zissou" w żółtym podwodnym statku , kiedy to powoli podziwiamy wszystko co przepływa obok nas aż z zachwytu spada nam czerwona czapeczka, chcemy się posunać trochę dalej i wskoczyć w głąb i obcować z podwodnymi stworzeniami, i nigdy tej przygody nie kończyć.
Ale kończymy , i to po 17 minutach.
Tapczan
poniedziałek, 3 listopada 2008
Jefferson Airplane - Surrealistic Pillow
Surrealistic Pillow to pozcja obowiązkowa, jej magia polega na niesamowitym odczuciu słuchania, mogło by się wydawać że coś wpędza nas w wir, jakbyśmy lizali "zappa" oczyma a nie językiem, scenariusz przeciętnego hednonisty lat 60 , fioletowo niebieskie chodniki, i czerwony dym do okoła nas, topiące sie zegarki symbolizujące aczasowość,do okoła mnie rosną niebieskie grzyby, dlaczego wszyscy się smieją ? i chodzą do góry nogami ? .Ta płyta powstała po części poprzez inspiracje "Alicji w krainie czarów" i to dodaje tej płycie neisamowitego smaku, psychodeliczność tej płyty jest zabójcza, przytulmy sie do naszej surrealistycznej poduszki dajmy sie ponieść naszej fantazji, nie bójmy się wpaść do króliczej nory, a rano powtórzmy sobie " że to był tylko sen"
Tapczan
niedziela, 2 listopada 2008
Jazz Liberatorz- Clin d'oeil
Jazzlibz to trio pochodzące z Francji a ich główną inpsiracją w świecie rapu jest jazz- i to jest w tej płycie najlepsze! Co więcej cała płyta jest pewnego rodzaju pokłonem, oddanym w stronę jazzu, jego najwiekszych przedstawicieli. I tak na płycie prócz dobrych kawałków rapowych z jazzowym samplem, znajdziemy instrumentale ( tą płytę warto przesłuchać dla samego intra- jest mistrzowskie!) czy pewnego rodzaju interlude'y w których różni muzycy wypowiadają się na temat jazzu. A są to wypowiedzi naprawdę ciekawe, szczere, takie ciepłe, aż się chce człowiekowi zaraz odpalić jakiegoś Miles'a Davis'a :) Jak to bywa na rap płytach jest tu gości tyle co piosenek. I tak śpiewają panowie ( Asheru, Fatlip, Tableek) i panie (Apani B Fly Emcee, Lizz Fields, Stacy Epps). Cały rap na tej płycie to eleganckie utwory z eleganckimi tekstami i eleganckim bitem. Nie ma chrypy i dziwek.
Więc nie ważne czy lubisz rap czy nie, to jest płyta dla każdego, bo jest naprawdę dooooobra! (argument najwższej klasy). Yo
Szadi
niedziela, 28 września 2008
Kiedyś...a dziś
Wszystko co stare jest dobre, stare auta, stare wino, nawet ser jak jest spleśniały to jest podobno lepszy, jedni nawet wolą starsze kobiety... ale to ich sprawa.
Z muzyką jest tak samo, z pewnym czasem artyści zaczynają być doceniani bardziej niż kiedyś, nowe pokolenia odkrywają na nowo zakurzone winyle rodziców, dowiadują się jak to kiedyś wyglądały koncerty, i ile heroiny i alkoholu potrafili w siebie zaaplikować muzycy i co najlepsze, wyjść na scenę i zaśpiewać.
Wszystko wygląda na pozór ładnie, ale do czasu.
Praktycznie ciągle słyszymy nowinki o reaktywacji kogoś , nie mówię tutaj o The Police bo ci panowie dla pieniążków zrobią wszystko,ale Led Zeppelin, Velvet Underground,The Stooges, i The Doors ale pod inna nazwa "the Doors of 21 Century", pytanie tylko..poco to ?
Ray Manzarek z Kriegerem znaleźli pana z The Cult, zapuścili mu włosy, troszkę je podkręcili i ubrali w koszule i obcisłe gatki, na szczęście nie w skórzane.
Zaplanowali trasę koncertową, nawet zawitali do polski, po 30 latach w Końcu ogarnęli wzrokiem jak wygląda kraina skąd pochodzą ich przodkowie, ale sporo nie zobaczyli bo warszawa się nie liczy.
Koncerty wyglądały tak jak szacowne 30 lat temu, a przynajmniej miały przypominać, dywanik, mikrofon syntezator, mala sala i mrok. Brakowało pijaństwa Jima, rozrób na koncercie, spontaniczności.
Przeszłości nigdy się nie odwzoruje, młodość też ma się tylko jedną, nie wiem jak inni, ale ja szczerze mówiąc nie poszedł bym na tego typu koncert, na koncert moich idoli którymi niewątpliwie są The doors , mam ich dobry obraz w pamięci, jak byli młodzi i pełni energii, nie chciał bym na nich patrzeć dzisiaj, tutaj już nie ma magii, nie ma tego głosu Jima, cały urok polega na ponadczasowości o której tak wielce mówili a teraz się z tego nie wywiązują.
W magazynie "Teraz Rock" pewien pan pisał że ten koncert w Polsce wypadł "nieźle" pytanie tylko pod jakim kątem wypadł nieźle, organizacji ? nagłośnienia ? czy może fajnie grali ? z tego co mogłem zobaczyć to wyglądało dość żenująco, zrobiło mi się naprawdę smutno.
Jak już wspominałem lider The Cult za wszelka cenę chce być jak Morrison, i to jest naprawdę żenujące, "Teraz Rock" stwierdził ze Głos Iana przypominał Morrisona i ze piosenki brzmiały podobnie. Zaimponował mi jedynie Paul Densmore, perkusista oryginalnych Doorsów, jako jedyny potępił pomysł Manzarka i jako jedyny uznał ten pomysł za idiotyczny i miał racje, dlatego ze kult Jima żyje, nie trzeba na siłę przypominać o swoim istnieniu, to tylko pogarsza sprawę, ta sytuacja jest o tyle dziwna ze Morrison nie bardzo przepadał za Densmorem.
Tak wiec nie pozostaje nic innego jak pszukiwac sobowtórów Hendrixa, Joplin i Briana Jonesa, ładnie ich ubierzmy, i zróbmy show, tak jak 30 lat temu .The Doors byli mięsożercami w epoce wegetariańskiego rocka, szamanizm Jima, i ciepło Południa, takich ich chce pamiętać.
Tapczan
czwartek, 25 września 2008
Takie tam # 1
- Radiohead ogłosili, że pracoują nad nowym albumem! Co więcej, stwierdzili, że dawno tak dobrze się im nie tworzyło i pracowało i pisało i woooww! Podobną nowinkę ogłosili także Gorillaz, zaprzeczając przy okazji wszelkie plotki o rozpadzie grupy. Płyta ma się pojawić na Marzec' 09. Tylko czekać pozostaje!
- HEY rozpoczyna tour 'bez prądu', czyli będą brzmieć jak na płycie "MTV Unplagged" a zatem wyśmienice. Sprawdzać, zaznaczać w kalandarzu i widzimy się w Maximum pod koniec listopada :)
29 listopada - Łódź, Wytwórnia Toya Studios,
30 listopada - Kraków, Audytorium Maximum UJ
1 grudnia - Poznań, Aula Mickiewicza
7 grudnia - Warszawa, Sala Kongresowa
9 grudnia - Gdańsk, Filharmonia Bałtycka
3 grudnia - Zabrze, DMiT
15 grudnia - Wrocław, Teatr Capitol
- Marysia Peszek wydała sobie nowa płytkę. Przesłuchałem tylko raz, ale wstępnie mogę rzec, że "Maria-Awaria" to krążek pozytywnie zboczony, bardziej zwariowany i jak najbardziej godny przesłuchania. Tacy ludzie ratują polską scenę muzyczną. Buy and enjoy!
- Wyszła także nowa płyta bardzo ciekawego zespołu z SanFrancisco: Halou. Narazie jej nie posiadam, dlatego odsyłam do stronki, a szczególnie do kawałka "Seabright"
- Na koniec dziele się piosenką pana pt. M.Ward, o którym nie wiem czemu napisałem kiedyś bardzo mało, mimo że jego muzyka naprawdę trafia w moje serce jak mało która. Odpokutuje w swoim czasie.
Szadi
piątek, 19 września 2008
The Herbaliser - Same As it Never Was
Zaczyna się dziwacznie, czujemy na plecach dreszcz i powiew słuchowej klaustrofobii, lekki niepokój , a nawet uczucie terapii na której dziwna postać powtarza nam w kółko to samo pytanie, zaczynamy sie pocić chcemy ucieć.
Tak się właśnie zaczyna tytułowa pozycja ''Same as it never comes" jest to na tyle dziwne że od uczucia zagubienia przechodzimy do poczucia euforii, kolejny przykład jak prosto można manipulowac i to bez potrzeby machania zegarkiem przed naszymi oczami.
Herbaliser to dwóch panów, kolegów, prekursorzy hip hopu w Wlk Brytanii, tylko żeby tutaj nikt nie pomylił pojęć bo to co tworzy teraz Jake Wherry i Ollie Teeba szeroko wykracza ponad płytkie horyzonty hip hopu, to tak w ramach sprostowania, są oni także jedną z głównych postaci wytwórni Ninja tune o której już nie raz wspominałem a warto to wspominać na okrągło.
Lubie czuć że artysta nagrał materiał w 100% taki jaki nagrać chciał, i uwieżcie, to słychać.
Tapczan
Iowa Super Soccer- Lullabies to keep your eyes closed
Szadi
niedziela, 14 września 2008
Late of The Pier - Fantasy Black Chanel
Plastik, kojarzy się z tandetą, czymś mało trwałym ,trudnym w utylizacji, wchodzącym w dziwne reakcje chemiczne, i śmierdzi przy spalaniu, dodatkowo dym jest drażniący na oczy, kapiąc może cos podpalic, czyli jak by nie patrzeć wiecej złego niz dobrego, ale i tutaj sa jego dobre strony bo plastik tak czy siak ma zastosowanie wszedzie i to w każdej dziedzinie, np klocki Lego.
Dlaczego mówie o plastiku ? bo plastik czuje tutaj, słuchajac tej płyty, i tak doskonale sie miesza i zmienia konsystęcje , kolor, zapach i nawet dym nie piecze w śluzówke.
Grajki z Late of the pier albo dobrymi chemikami , łaczą klasyczną tandete disco z dobrym rockendrollem, i to to w taki sposob ze albo nam tutaj nóżka poskacze albo paluszek polata, albo wstaniemy i zaczniemy udawac atak epilepsjii .
Najbardziej podobają mi się same początki piosenek, wstęp w stylu Last Christmas zespołu Wham, lekkie rozluźnienie a nagle gitara ala Led Zeppelin, sczerze mówiąc ta płyta pokazuje nam ze nawet tandete da sie jakos zutylizowac, ze disco też może byc na swój sposób dobre.
Jest też pare moim zdaniem felerów , felerem jest niewątpliwie zabardzo piszczący i sapiący głos wokalisty który w pewnych momętach robi sie niesmaczny, kolejna sprawa to niezbyt udane urozmaicenia w tepie, zmiana melodii która nie pasuje i gryzie sie, utwór psuje sie poprzez takie nieudolne rozwiązania.
Nie wiem dlaczego sporo ludzi wrzuca Late of the pier do jednego wora z Klaxons, czy Metronomy, jak dla mnei to obraza dla nich i napewno spora część ludzi niepodejdzie do nich powaznie widząc takie porównanie.
Tak czy siak ja tą płyte polecam i to całkiem serio.
Tapczan
piątek, 5 września 2008
Fleet Foxes- Fleet foxes
Fleet Foxes to piątka +/- dwudziestolatków, którzy przechadzając się w roku 1930 po stepach, niedaleko swojego małego amerykańskiego miasteczka, wpadli w wir czasoprzestrzenny i wylądowali w naszych czasach. Wszyscy noszą zatem stare swetry i koszule, dłuższe włosy, długie brody, uwielbiają grać na pianinach, gitarach, mandolinach itp. i oczywiście śpiewać. I śpiew jest tu najmocniejsza stroną. Ciężko dziś o naprawdę dobry, mocny, niefałszujący wokal męski. A tu mamy takich aż 5. W piosenkach wszechobecna jest harmonia. Najczęściej oczywiście słyszymy frontmana czyli Robina Pecknolda, ale całe 40min nieodstepują od niego koledzy, tworząc chórki, harmonie, dueciki i inne ciekawe zabiegi. I wcale nie brzmi to jak jakieś kościelne przyśpiewki. Słuchając FleetFoxes, wyraźnie czuć, że wokalnie chłopcy czują sie naprawdę pewnie i są świadomi tego, że naprawde umieją śpiewać.
Cała płyta przenosi nas do czasów, z których lisy przybili. Lata trzydzieste, północna Ameryka, małe miasteczka, noce spędzone przy ognisku pod gołym niebem, kilkudniowe wyprawy po dziczy. Skromni muzycy, w swoich bardzo osobistych tekstach śpiewają o rodzinie i przyjaciołach, wplatając we wszystko zachody słońca, dziką przyrodę, domy na farmie i wszystko co może się z tym kojarzyć.
Niskie zatem pokłony proszę. Chłopaki nagrali płytę skromnie, w domowych warunkach, zero elektroniki, standardowe insrumenty, proste ale jakże przyjemne dla ucha melodie, nie bawią się w gwiazdy, czysta pasja i oddanie. Czego chcieć więcej. Pozostaje słuchać, zachwycać się FleetFoxes i czekać na nową płytę i... (tu powieniem napisać:"modlić się by sukces im do głów nie strzelił" ale jestem pewien że tak nie będzie) i słuchać i tyle! Oh Lord, Amen!
Szadi
wtorek, 2 września 2008
Max Richter- The blue notebooks
Zastanawialiście sie kiedyś może wyglądać muzyka klasyczna XXI wieku? Max Richter to niemiecki kompozytor, pianista, który połączył tradycyjne dla muzyki klasycznej instrumenty z lekką, ale jakże wyszukaną elektroniką, dając w ten sposób odpowiedź na pytanie, bedące pierwszym zdaniem tej notatki. Niebieskie Notatniki nazwałbym neo-klasycznym minimalem. Mimo, że utwory są mało skomplikowane, bez jakiegoś szczególnego przesytu dźwiękowego, to całościowo tworzą coś niesamowitego. Wśród nostalgicznych duetów pianino-wiolonczelowych, uda się nam wychwycić śpiew ptaka, dźwięk pociągu albo samochodu a w niektóre utowry sprytnie została wpleciona recytacja wybranych fragmentów poezji Kawki i Miłosza (tak, tego Miłosza!) przez aktorkę Tildę Swindon na tle dźwieków maszyny do pisania. Biorąc wszystko do kupy mamy tu genialną płytę gdzie minimalnie użyte pianino, wiolonczela czy harfa połączone z subtelną, delikatną elektroniką, budują paradokslanie przyjemną atmosferę nostalgii i niepokoju. Malowanie dźwiekiem, odłączenie duszy od ciała, odłączenie ciała od świata. Zamknijcie zatem oczy i puście The Blue notebooks w pierwszy jesienny wieczór, który nadejdzie już niebawem...nie pożałujecie.
Szadi
poniedziałek, 1 września 2008
Kaki King -Dreaming of Revange
Ta płyta wpadła mi w ręce stosunkowo dawno temu, tylko nie potrafiłem jej odebrać odpowiednio poważnie, szczerze mówiąc wakacyjna aura sprzyja raczej myśleniu dość małostkowym i nikt nie chce zastrzyku smutki z gruba igłą po której parę dni będziemy chodzić dość obolali.
Ale z okazji takiej ze mamy wrzesien, miesiąc niezbyt lubiany w szczególnosci przez tych poniżej kryteriów zakupu alkoholu czy tytoniu , to pozwole sobie napisac pare słów o tej płycie, bo naprawde warto.
Kaki King , bo tak o dziwo brzmi jej prawdziwe imię i nazwisko , wydała płytę naprawdę sentymentalną, i nie trzeba tutaj władać biegłością języka angielskiego aby się o tym przekonać , bo to płyta w większości instrumentalna, płyty instrumentalne mają to do siebie ze są dość monotonne, tutaj na szczęście takiej sytuacji nie ma, bo płyta urozmaicona jest głosem pani King, aż smutne ze tak mało jej głosu, nie dość ze babka doskonale gra na instrumentach to na dodatek posiada piękny głos, to też czyni ta płytę wyjątkową.
Warto tez wspomniec o samym nagraniu płyty, bo nie powstała ona w porofesionalnym studio, gdzie miliony ludzi pracowało nad dzwiękiem, makijażem, dobrym humorem ,płyta w 100% to koncepcja artysty który dobrze wie co ma do powiedzenia i wie jak jego pomysł ma byc zrealizowany przez samego siebie.
Nie ma sensu wymieniać tutaj po kolei pozycji , która moim zdaniem piosenka lepsza, która godna która godniejsza, cały krążek jest idealny, wybieranie nie ma tutaj sensu.
Dreaming of revange umili wam czas, być może zabije dobry humor, nie posłuchacie jej sobie przy obiedzie , ale to jest w tym najpiękniejsze.
niedziela, 31 sierpnia 2008
Sufjan Stevens - Seven Swans
dziurawe jeansy i śmierdzącą koszulkę, leżeć w polu kukurydzy, sam.
Hipokryta ? być może, ale to mało istotne, istotne jest to jak człowiek potrafi być manipulowany przez rzeczy na pierwszy rzut oka proste.
Sufjan, to imię odziedziczył od założyciela ponad religijnej organizacji subud, do której
należeli jego rodzice, Stevens po Farmerze.
Obecnie sufjan mieszka na brooklynie w nowym jorku w pobliżu kensington, jego brat jest
biegaczem maratońskim. kogo to interesuje ??
pewnie nikogo ale chodzi mi tutaj o jedno, o przedstawienie jednego z najbardziej cenionych twórców niezależnych jako normalnego człowieka, który ma wiele do powiedzenia, nie wstydzi sie potępienia, krytyki, nie wstydzi się po prostu normalności co dzisiaj jest odpowiedzią na
odwagę.
Płyta seven svans to nawiązanie do biblii, i napisana także w oparciu o biblie, banjo, gitara, fortepian, oboj i wibrafon i słowa "kochaj Bliźniego" nabiera tutaj innego wymiaru, ta płyta jest pełna refleksji, przemyśleń, spokoju i ciszy, wyrywa nas gdzieś gdzie nie ma nikogo, podświadomie podpowiada nam abyśmy odizolowali se chociaż na chwile, i powiem wam ze to działa, nie ma sensu zgrywać twardziela i udawać, po prostu trzeba posłuchać i powędrować
w zakątki czy to naszej wyobraźni czy miejsca które jest dla nas wyjątkowe, sentyment tej muzyki otwiera nam oczy i obmywa, po prostu cieszmy się życiem
Don Tapczan
piątek, 1 sierpnia 2008
Koncert: The Mars Volta w Stodole. 25.07.08
Szadi
środa, 23 lipca 2008
British Sea Power - Do you like rock music ?
"Du ju lajk rock music ? JES AJ DU, AJ LAJK" sobie pomyślałem, wiec sięgłem, sięgłem tak naprawde bez przekonania bo wszystko co związane z wyspami źle mi sie kojaży, rude włosy i piegi, deszcz, o muzyce nie wspomne, nawet siedząc w pubie i pijąc polskie piwo, napotacza sie Anglik, kroczy dumnie , ma piegi jest gruby, i go nie lubie, ale on jest ważny bo jest tym przysłowiowym angolem. Podobnie myślałem sobie po przesłuchaniu tego wielce rockowego dzieła, no wiec nie czarujmy sie ale rocka tu jest co kot nasra, ale sama duma anglików jeśli chodzi o trzymanie gitar jest wielka,pyszna, i bardzo zdradliwa, bo wiecie co ? tak naprawde to oni są słabi, słabi oczywiscie teraz, no bo kazdy szanuje i bierze pod uwage Clash, sex pistols, joy division i za to im wielkie dzieki, ale to było dawno, dzisiaj sytuacja ma sie całkiem inaczej.
Wracając do samej płyty, tak szczerze powiedziawszy, nie wiem co myśle, te przeszło 40 min grania były tak bezpłuciowe, tak maaaaało wyraziste, tak słabe, ze nie potrafie pozbierać myśli, ci panowie nie zabłysneli w moich oczach, i ta płyta jest dokładnie tym o czym mówiłem na początku, dokładnie dobijającym przykładem tego jak Angole moga być monotonni, bo ilez mozna słuchac podróbek travisa, oasisa, i kolejnych the chujów i the ciotów.
Tapczan
sobota, 5 lipca 2008
Music For The Lovers: czyli co puścić gdy jesteśmy we dwoje
1. Diana Krall - From this moment on
Diana Krall to jazzowa mistrzyni. Numer jeden w kategorii kobiecy głos jazzowy- sex. Kazda jej piosenka, płyta, kazde jej kaszlnięcie działa jak afrodyzjak. Tutaj pozycja dowolna ( kazde jej dzieło jest równie mistrzowskie) ale na pewno obowiązkowa. Jak jestem przeciwnikiem "BestOf-ów" tak tutaj zezwalam na przesłuchanie nawet ich.
2. Gotan Project- Lunatico
Dzień w którym powstał Gotan Project powinno się odnotować w kalendarzu i należycie je świętować. Uważam ten zespół jako jeden z najlepszych, a dlatego że nie potrafię wskazać ani jednej kiepskiej piosenki przez nich nagranej. Dla niewtajemniczonych dodam, ze Gotan to trio które łączy argentyńskie tango i podobne klimaty z klubowym, bitem. Robią to jednak z tak ogromną gracją i tak wyczuciem, że trudno się im oprzeć. Tango jako taniec miłości zostaje wzbogacone na ich płytach o jeszcze większy erotyzm, dodajmy do tego intymność, przyciemnione światło i wieczór prawie udany :)
3. Hope Sandoval & The Warm Inventions- Bavarian Food Breed
To co piszę linijkę wyżej to projekt pani z Mazzy Star i pana z My Bloody Valentine ( tylko na Boga nie pomylcie tego z Bullet For My Valentine!). Hope to jeden z najpiękniejszych wokali kobiecych jakie słysałem. A cała płyta utrzymana jest w klimacie leniwego neofolku. Akustyczna gitara, jakieś cymbałki, pozytywka, nie za mocna perkusja no i cudowny, taki oddalony, głos pani Sandoval. Roztapiam sie przy tej płycie.
4. Anna Maria Jopek- Secret
Pani Ania to mistrzyni polskiego jazzu. Jest jedną z tych gwiazd które większą karierę robią za granicą niż w Polsce. Płyta Secret, zawiera pare coverów (Sting, NoDoubt) i utwory z poprzedniej płyty, tym razem jednak nagrane w pełni po angielsku, aby pokazać swój talent całemu światu. A jest czym się chwalić, bo Jopkowa to taka Polska Diana Krall. Spokojny, fortepianowo- gitarowy jazzik, o magicznych właściwościach relakasacyjno- odprężających. Pozycja obowiązkowa dla każdego Polaka, wątpiącego w muzyczne talenty, swojego kraju.
5. M.Ward- Transfiguration of Vincent
Ostatnia propozycja, ale wcale nie najgorsza, to płyta pana Matta Ward'a. Cały krążek to spokojna, leniwa folkowa podróż z akustykiem i butelką wina w ręku. Spokojne kompozycje, mające w sobie coś z piosenki francuzkiej i hiszpańskiej, przeplatają się z lekko ochrypniętym ale wspaniałym głosem, zasypiająego za mikrofonem Ward'a i jego gitarki akustycznej; co, podsumowując, daje naprawdę bardzo fajną płytę, zwłaszcza do połsuchania we dwójkę.
Czekam na wasze propozycje
dr Szadi
piątek, 27 czerwca 2008
Daedelus - fair weather friends
Daedelus , właściwie Alfred Darlington to kolejny wywrotowiec szyldu ninja Tune.
Twórczosci Alfreda nie zaszufladkuje sie i to jest w nim piękne, Cut'n paste, Broken Beats, a nawet Avant hip hop, brzmi całkiem inaczej i całkiem fajnie pod warunkiem ze wiemy co sie za tym kryje, tak wiece kryje sie spora dawka elektronicznego łomotu, łomotu na tyle sprecyzowanego ze miłego do odsłuchania i nawet do spokojnego pokiwania stopą czy palcem.
Biorąc pod uwagę poprzednie dokonania pana Alfreda to jest o czym pisać, pisać nie będe bo chce sie skupić na dokonaniach bardziej teraźniejszych , a jego teraźniejsza płytą jest Fair Weather Friends. Przyznam ze czekałem na te wypociny nie wiedząc ze wypocinami będą, miałem okazje posłuchać kawałka promującego płytę czyli właśnie tytułowe Fire Weather Friend i przyznam ze doznałem szoku, wiec byłem przygotowany na nie lada dobrą dawkę muzycznych sklejek i eksperymentów , ale sie przeliczyłem.
Istnieje pojęcie "Avant techno" czy po prostu techno dla tych bardziej wybrednych, ja oczywiście takiego pojęcia nie uznaje bo techno to techno, tak wiec niestety drogi Alfred poszedł w strone "Avant Techna" no bo inaczej tego nazwac nie można, co prawda nie jest to coś w stylu "kanikuł" ale czuć tutaj charakterystyczne Umc Umc Umc, ja tego nie kupuje, i to co zrobił mi sie poprostu nie podoba,Alfred na dzień dzisiejszy może podać ręke polskim gejom na paradzie równości z Jacykowem na czele i energicznie wykonywać nie bardzo skoordynowane ruchy ciała i czyścić nos z białych grudek. Tak wiec drogi Alfredzie..lubie cię, ale ogarnij się.
Tapczan
czwartek, 26 czerwca 2008
Coldplay- Viva la Vida
sobota, 14 czerwca 2008
Promise and the Monster- Transparent Knives
Szadi
środa, 4 czerwca 2008
Café del Mar
sobota, 31 maja 2008
Coldplay- Parachutes
Ja wiem, ze Coldplay to żadne odkrycie, temat obstukany. Zespół sławny na skalę światową, słyszymy w radiu, telewizji i MTV. Mają bombowe piosenki takie jak: The scientist, czy Politik. Ale chce napisać o nich, bo ta płyta uświadomiła mi kiedyś, kiedy byłem pozbawiony wszelkiego dostępu do mojej muzyki, że zjawisko "tęsknoty za muzyką" istnieje i w wspaniały sposób tą tęksnotę potem zaspokoiła. Do dziś pamiętam moment w który po raz pierwszy odpaliłem go na moim odtwarzaczu. Dosłownie od pierwszych sekund mnie zauroczył i trwale. Parachutes to pierwszy i definitywnie najlpeszy album panów z Londynu. Nie ma takich słów, żeby opisać ten album należycie. Jest to strzał emocji, nostalgii i wzruszenia prosto w serca, nie tylko dla ludzi wrażliwych na piękno. To album obowiązkowy- żeby się przekonać jaki potencjał mają (słysząc najnowszy singiel może powinienem powiedzieć- mieli?) chłopaki z Coldplay; żeby dostrzec prawdziwe piękno kryjące się nie tylko za hicorami Shiver czy Yellow, ale np. za mistrzowskim wręcz jazzowym Everything's not lost, psychodelicznym Spies, czy wzruszającym do łez, spokojnym Sparks. Nie wstydźmy się wrażliwości- słuchajmy Parachutes.
Szadi
piątek, 30 maja 2008
Red Sparowes - At the soundless dawn
Rock umarł , jak dla mnie , spoczywa we Francji koło Balzaca i Moliera, miał brodę, kapelusz, i lubiał pić, picie traktował jako kontynuacja tradycji, początkowo lubiał dziewczyny, dobrą zabawe, potem minipulował, wszczynał bunt,wszczynał go tak dobrze ze nadal sie buntują, ale już nie z taką częstotliwoscią. Za pojęciem Rock kryje sie wiele, pojęcie względne, o ile źle interpretowane może przysporzyć wielu problemów, już nie wspominając jakich, dla laika "dobrym Rockiem" jest Marylin Majson, dla tego bardziej ogarniętego The doors, dla zdezoriętowanych "Hary kryszna" The Beatles.
Postęp jaki jest kolosalny, ale oczywiście nie na korzyść rozwoju muzyki popularnej, przysparza więcej złego niż dobrego , co raz to drętwiejsze twarze uciaćkanych ukrywających sie za twardą miną gejów albo zbuntowanych 18-latków, który buntuje sie tak..ze po prostu nie je obiadu który mu naszykowała mama, wszystko zmierza ku czarnej dziurze, dlaczego ktoś chwali zespół który jest rasową podróbkę zespołu grającego 30 lat wcześniej ? dlaczego brakuje dzisiaj uczuć, tej magii, przecież muzyka rockowa kształtowała świadomość całej ludzkości, nawet prezydent Nixon nie dał rady w walce z nią, ona wychowała naszych dziadków, naszych ojców, przykre jest takie niedocenienie ogromu jej znaczenia. Red Sparowes to projekt ludzi na co dzień grających w całkiem innych kapelach, być może grają dla zabicia nudy, bo nic nie leci w TV, być może mają nam coś ważnego do przekazania, to ze rock jeszcze iskrzy , i iskrzyć będzie dzięki takim płytom
Tapczanek
niedziela, 25 maja 2008
Przepis na sukces
czwartek, 22 maja 2008
Myslovitz- Skalary Mieczyki i Neonki
Blockhead - Uncle Tonys Coloring Book
Blockhead to pochodżący z Nowego Yorku artysta, procudent, dj, taki człek orkiestra, inspiracja hip hopem, ale to raczej "hip hop dla inteligentów" , bo to co tworzy szeroko wypływa poza granice tego zjawiska. Blockheada wydaje wytwórnia Ninja Tune, najlepsza wytwórnia muzyki alt elektro bla bla bla dla której między innymi nagrywa nasz Skalpel, sama przynależność do szyldu Ninja Tune mówi sama za siebie.
James Simon to pewnego rodzaju fenomen, indywidualny styl i odschool, zabawa samplami, efekt domino, mozaika dźwięków, ale tez ciemny zadymiony momentami wręcz brzmiący jak marsz żałobny styl dobija, ale tez rozwesela, i uśmiech na twarzy pojawia sie przy jego nowej propozycji
Uncle Tonys Coloring Book , jak twierdzi sam Simon, chciał taką płytę nagrać, i wielkie dzięki mu za to. Cały krążek to totalne przeciwieństwo jego 2 poprzednich płyt, aczkolwiek czuć tutaj charakterystyczne brzmienie perkusji czy tez zmiksowane zniekształcone dźwięki pseudo wokalu, jego uniwersalność i ekspresja jest porażająca, bawi sie brzmieniem i odbiorcą. Zmieszał on wszystko ze wszystkim, folk, country, disco ,jazz , funk , hip hop , nie zabrakło tutaj nawet inspiracją polskimi artystami , na "Music by Covelight" można było usłyszeć zlepki z Paktofoniki,tak tutaj Simon użył kilku sekundowy fragment hejnału z wieży mariackiej w "Cheery up you're not dead" . Taka kolorowa mentalna wycieczka do celu który sami sobie obierzecie.
Tapczan
środa, 14 maja 2008
Grammatik- światła miasta
Szadi
poniedziałek, 12 maja 2008
The Mars Volta- Frances the mute
Psapp - The only thing I Ever Wanted
Oto Psapp, Zabawki i zabawa nimi to ich główna domena, w końcu bez zabawek ich twórczośc nie nazywała by sie Psappem. Po pierwszym ich odsłuchaniu i zdania sobie sprawy z roli jakie odgrywają w ich muzyce zabawki zadawałem sobie pytanie "jak ? "
jak pajacyk czy miś znaleźiony gdzieś na strychu który wybełkocze jakieś dźwięki nadaje sens i rytm ich muzyce, widocznie może, a nawet musi.
Płyta jest nagrana z wielkim rozmachem , z wielką pasją, czuć to,czuć tez wielką inspiracje muzyków do "staroci" Psapp kojarzy mi sie przede wszystkim czymś znaleźionym na strychy, odkopanym w ziemi, czymś starym i zakurzonym, i ta prowizoryczna starość to ich największa domena, nie czuć tutaj tandety, cukierków , popu i tanich perfum, ta płyta to umiłowanie przeszłości z jednoczesnym naznaczeniem przyszłości.
Tapczan
Supergrass- Road to Rouen
HRSTA- Ghost will come and kiss our eyes
niedziela, 11 maja 2008
Tokyo police club - Elephant Shell
już naprawdę jakiś czas minął od usłyszenia ich piosenek a ja dalej do nich powracam
może sentyment ? w każdym bądź razie widziałem w tym młodym zespole to czego poszukiwałem i chwaliłem od zawsze, mieli porażająca energie, oryginalność brzmienia, i to "coś" czego teraz sie nie spotyka tak często.
No ale wszystko co dobre z czasem sie kończy (niedobrze kończy)
w przypadku Tokio police club kończy sie źle, a nawet fatalnie. Słuchając tej płyty miałem wrażenie ze jadę autobusem który zatrzymuje sie co 5 metrów na przystanku
a ludzie w panice zmieniają miejsca i przesiadają sie mając nadzieje ze te siedzenie obok jest wygodniejsze, jest mi duszno, jest mi gorąco, czuje smród, a na dodatek..okazało sie ze pomyliłem numery.
Dzięki tej płycie Stracili jednego fana, zyskali milion nowych, w arafatkach i butach z "Deichmana", ale czy to dobrze ??
The GO ! Team - Proof of Youth
Wyobraźmy sobie filmy policyjne z lat 70, pościgi na ulicach san francisco, bujne czupryny afro amerykanów, trampki, kolorowe spodenki, disco-funk-electro boogie , boomboxy, jazz i rap , i całą energie rockendrollowych buntowników , wrzućmy to wszystko do jednego kotła i wymieszajmy, żadnych skutków ubocznych , żadnych niekontrolowanych reakcji, na pierwszy rzut oka ten mix nie ma prawa bytu....Ha ! nic bardziej mylnego. Od pierwszej sekundy włączenia tej płyty całkowiecie ten sam obraz ma sie przed oczami, z radości chce sie wyjść na ulice, biegać po kolorowych ulicach pełnych kwiatów, skakać na skakance , zapomnieć, poczuć sie jak dziecko na placu zabaw, Ta płyta całkowicie przenosi w inny świat, jest dowodem na to ze mimo kryzysu jaki panuje , jest jeszcze miejsce na eksperymenty, na eksperymenty udane , indywidualne, niepowtarzalne. "Naiwność" tej płyty jest tak piękna ze chcemy wracać do niej bez opamiętania,ciągle i ciągle, mózg zrobi sie malutki i lata jak piłeczki podczas kumulacji multi-lotka. Płyta jest wyjątkowa, rzadko ma sie do czynienia z muzyka tak dobrą a zarazem prostą
Tapczan
перед стартом
Szad