poniedziałek, 12 maja 2008

Supergrass- Road to Rouen




Kiedy po raz pierwszy usłyszałem Supergrass, nie wzbudzili we mnie jakiegoś konkretnego zachwytu. "Kolejni chłopcy z gitarami, lekko przestrojonymi i tradycyjnymi akordami; kolejny britpopek jakiego dużo ostatnimi czasy z tekstami o miłości szczęśliwej, nieszczęśliwej, zabawie nastolaktów, życiu sratatata"- myslałem sobie. Potem w moje ręce, nie pamiętam juz jak, dostal się album "Road to Rouen". Jak to możliwe, ze zrobili aż taki progress!? Ten dysk to wyraźny przejaw dojrzałości muzycznej braci Coombe i ich kolegów, na którą potrzebowali dziesięciu lat. Jest tu dużo, smaczków, ciekawych pomysłów, które bynajmniej nie są podstawą do nadania chłopakom (panom?) z Supergrass , tytułu zespołu britpopowego. To coś więcej. To ambitne, melodyczne, wpadające w ucho kawałki, w których czujemy wolność, zabawę pianiem, gitarą, efektami; a to wszystko w połączeniu z ciekawym i pamiętliwym wokalem Gaz'a i chórkami (refren tytułowego kawałka płyty zabija mnie, nawet po setnym przesłuchaniu) sprawia, że do tej płyty chce się wracać, nuci się ją, świadomie czy też nie, a słysząc najlepsze jak dla mnie, otwierające "Tales of endurance (4,5,6)", człowiek żaluje że nie umie grać na pianinie, albo śpiewać bo aż się się prosi, zeby zagrać lub zaśpiewć jednocześnie to co się słyszy w słuchawakch. Po "Road to Rouen" stwierdziłem, że gdyby zespół nazywał się "THE Supergrass", to stuprocentowo powstało by podanie o usunięcie przedrostka THE, bo wstydem byłoby umieszczenie ich pośród innych, mainstream'owych, britpopowych THE Gówno'ów.
Szad

Brak komentarzy: