Oto moje pięć propozycji, które udowodnią wam, jak bardzo muzyka moze spotęgować doznania i o niebo polepszyć atmosferę zbliżenia:
1. Diana Krall - From this moment on
Diana Krall to jazzowa mistrzyni. Numer jeden w kategorii kobiecy głos jazzowy- sex. Kazda jej piosenka, płyta, kazde jej kaszlnięcie działa jak afrodyzjak. Tutaj pozycja dowolna ( kazde jej dzieło jest równie mistrzowskie) ale na pewno obowiązkowa. Jak jestem przeciwnikiem "BestOf-ów" tak tutaj zezwalam na przesłuchanie nawet ich.
2. Gotan Project- Lunatico
Dzień w którym powstał Gotan Project powinno się odnotować w kalendarzu i należycie je świętować. Uważam ten zespół jako jeden z najlepszych, a dlatego że nie potrafię wskazać ani jednej kiepskiej piosenki przez nich nagranej. Dla niewtajemniczonych dodam, ze Gotan to trio które łączy argentyńskie tango i podobne klimaty z klubowym, bitem. Robią to jednak z tak ogromną gracją i tak wyczuciem, że trudno się im oprzeć. Tango jako taniec miłości zostaje wzbogacone na ich płytach o jeszcze większy erotyzm, dodajmy do tego intymność, przyciemnione światło i wieczór prawie udany :)
3. Hope Sandoval & The Warm Inventions- Bavarian Food Breed
To co piszę linijkę wyżej to projekt pani z Mazzy Star i pana z My Bloody Valentine ( tylko na Boga nie pomylcie tego z Bullet For My Valentine!). Hope to jeden z najpiękniejszych wokali kobiecych jakie słysałem. A cała płyta utrzymana jest w klimacie leniwego neofolku. Akustyczna gitara, jakieś cymbałki, pozytywka, nie za mocna perkusja no i cudowny, taki oddalony, głos pani Sandoval. Roztapiam sie przy tej płycie.
4. Anna Maria Jopek- Secret
Pani Ania to mistrzyni polskiego jazzu. Jest jedną z tych gwiazd które większą karierę robią za granicą niż w Polsce. Płyta Secret, zawiera pare coverów (Sting, NoDoubt) i utwory z poprzedniej płyty, tym razem jednak nagrane w pełni po angielsku, aby pokazać swój talent całemu światu. A jest czym się chwalić, bo Jopkowa to taka Polska Diana Krall. Spokojny, fortepianowo- gitarowy jazzik, o magicznych właściwościach relakasacyjno- odprężających. Pozycja obowiązkowa dla każdego Polaka, wątpiącego w muzyczne talenty, swojego kraju.
5. M.Ward- Transfiguration of Vincent
Ostatnia propozycja, ale wcale nie najgorsza, to płyta pana Matta Ward'a. Cały krążek to spokojna, leniwa folkowa podróż z akustykiem i butelką wina w ręku. Spokojne kompozycje, mające w sobie coś z piosenki francuzkiej i hiszpańskiej, przeplatają się z lekko ochrypniętym ale wspaniałym głosem, zasypiająego za mikrofonem Ward'a i jego gitarki akustycznej; co, podsumowując, daje naprawdę bardzo fajną płytę, zwłaszcza do połsuchania we dwójkę.
Czekam na wasze propozycje
dr Szadi
sobota, 5 lipca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
jak można pomylić my bloody valentine z bullet for my valentine, emo metalem?
To było powiedziane z ironią. A nawet jeśli, to dla kogoś kto nie zna obu zespołów nazwy mogą się pomylić a przecież różnica jest diametralna. Szkoda by było...
Prześlij komentarz