środa, 4 czerwca 2008

Café del Mar


W 1980 roku, na Ibizie, pewien architekt przechadzając się po plaży miasteczka San Antonio bardzo zachwycił się tamtejszym zachodem słońca. Zachwycił się do tego stopnia, że postanowił wybudować na tej plaży pewnego rodzaju świątynie, oddającą cześć właśnie temu zachodowi słońca, które zdefiniował jako jedno z najbardziej fenomenalnych jakie widział na naszej planecie. Tym sposobem powstało Café del Mar- świątynio- kawaiarnia gdzie każdego dnia ludzie schodzą się by w miłej atmosferze, w wygodnym miejscu obejrzeć niesamowity zachdód słońca. Zjawiskiem zainterseowali się twóry muzyki- początkowo jazzmani i bluesmani, potem dj, twóry muzuki klubowej, wszelkiego chillout'u, downbeat'u czy triphopu. Zaczęli się oni zjeżdżać na rzeczoną Ibize i grać na żywo każdego wieczoru tak, by stworzyć jeszcze lepszą atmosferę towarzyszącą obserwowaniu słońca chowającego się za horyzntem. W ten sposób wkrótce zaczęły być wydawane składanki zawierające utwory relaksujące, spokojne, z lekkim bitem- takie kołysanki XXI wieku. Płyty te są nie tylko wspaniałym sposobem na totalne i skuteczne odprężenie się po całym dniu, ale i nieskończona kopalnią dobrej muzyki. W sumie dzięki Café del Mar poznałem Lamb, Goldfrapp czy Paco de Lucia.
A zatem odpalcie sobie któregoś ciężkiego dnia którąkolwiek płytę z tej serii, zgaście światło, napocznijcie zimne piwko, , zamknijcie oczy i włączcie swoją wyobraźnię... wierzcie mi- działa :)
Szadi

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

oj dziala, i to jak! ;)

Anonimowy pisze...

Pięknie to opisałeś 100% prawdy. Chilloutem zaraziłem się w dosłownym tego słowa znaczeniu dzięki radiu ChilliZET. Jednym z moich ulubionych utworów jest Adios Ayer chilloutowego guru Jose Padilla. Niesamowite dźwięki POLECAM !!!