piątek, 25 września 2009

Headphonesporno wraca i ma nowy adres!

Nowy adres bloga:
http://www.headphonesporno.wordpress.com/

Zapraszamy!
Szadi / Tapczan

niedziela, 17 maja 2009

Yeah Yeah Yeahs - It's Blitz


Zastanawia mnie Fenomen Yeah Yeah Yeahs, bo ani z nich dobrzy muzycy, ani ładni ludzie, a jakoś ich lubią
i murem stoją.
Nowa płyta jest podobno bardziej przebojowa, podobno świeższa, pachnąca inaczej, i podobno muzycznej.pl się podobała
Jak dla mnie drodzy państwo, jedna względnie udana pozycja nie czyni płyty dobrej.
Wystarczy nie udolnie parę razy na płycie dodać wstawki disco, troszkę ortalionu  i więcej klawiszy
a miliony głuchych ludzi uzna to za innowacyjność i wielki talent, porozmawiaj z takimi,
oni tak mądrze patrzą...

"It's Blitz! to dziesięć bezpretensjonalnych numerów, będących owocem rocznej pracy Yeah Yeah Yeahs."
"Wśród nagrań koniecznie zwróćcie uwagę na Dragon Queen"
Koniecznie musimy zwrócić uwagę na bezpretensjonalny kawałek Dragon Queen, który jest tak prosty, tak skromny, taki naturalny, no taki..BEZPRETENSJONALNY
Kolejny idiotyzm który znalazłem brzmi tak "głównymi inspiracjami zespołu podczas pracy nad płytą były  nagrania Joy Division i klasyki italo disco autorstwa Giorgio Morodera i wokalem Donny Summer"
(brak mi sił na komentarz)
"zespół po raz pierwszy użył przy nagraniu płyty keyboardu. Brzmienie instrumentu okazało się decydujące dla całego krążka"
Keyboard Casio tez nie raz nadawał brzmienie płyt Bayer full'a, Skanera, i Mister Dex'a,
"W koło jest tyle zespołów, które żyją z cztery, pięć lat, że przy nich nasze 10 lat istnienia, jest jak wieczność. - powiedział Zinner BBC Newsbeat"
10 lat bezpretensjonalnego grania na bezpretensjonalnym Keyboardzie Casio to jest to !

Jako całość płyta balansuje na granicy banału , próba zmiany brzmienia sama w sobie jako idea sie chwali, gorzej to wychodzi w praktyce,
prawda jest taka ze cały potencjał zespołu ujawnia się dopiero w chwili kiedy ich brzmienie zaczyna się zmieniać i kiedy oni sami potrafią to wykorzystać, w tym przypadku całkowicie się to nie udało, noisowe wstawki z popowym refrenem to pomysł dobry, ale daleki od realizacji w wypadku tego zespołu.
Nie wstyd wam ? 10 lat a wy stoicie w miejscu.

Tapczan

poniedziałek, 11 maja 2009

Urodziny?

No i proszę, Headphonesporno obchodzi swoje pierwsze urodziny. Już jedną setną stulecia przelewamy nasze muzyczne odczucia na tego blogaska, który choć ostatnimi czasy bywa zaniedbany i niedokarmiony, wciąż jest dla nas w jakim stopniu ważny. Płyt do opisania jest multum, czytelników mało, za mało, i chyba to jest główną przyczyną zastoju, bo czas na nabaźgranie czegokolwiek zawsze się znajdzie. Czasami mam wrażenie że piszę dla Tapczana a Tapczan dla mnie, ale jeszcze się nie poddajemy, jeszcze się tu pojawią jakies wypociny. Prędzej czy później. Ciumaski*:



Szadi

środa, 25 marca 2009

Télépopmusik- Angel milk.

Zachciało mi się ostatnio płyty do samochodu. Delikatnej, ale nie usypiającej. Mocnej, ale nie zabijającej. Grzebałem, grzebałem w mojej zakurzonej małej szafeczce z czasów dawnych i natrafiłem gdzieś między pierwszą płytą a trzecią płytą Smolika na płytę Télépopmusik- Genetic World z 2001. Automatycznie odkurzyły mi się w głowie czasy, kiedy chodziłem z discmanem po ulicy i odlatywałem przy Love Can Damage Your Life. Jednak ilość wyśmienitych kawałków prócz słynnego Breathe można policzyć na palcach jednej reki- z urwanym kciukiem. Wydana trzy lata później płyta Angel Milk definitywnie tego kciuka będzie wymagać- by pokazać wielkie solidne OK.

Gdyby ktoś jeszcze jakimś cudem nie wiedział co to Télépopmusik, niech nie zmyli go słowo pop w nazwie. Trio tworzy muzykę elektroniczną. A żeby przekonać jeszcze bardziej dodam że jest to formacja z Francji. Ogólnie przyjętą już zasadą jest to że epitet francuskie electro znaczenia negatywnego mieć nie może; i nie inaczej jest z Angel Milk. W pewnym sensie jest to kontynuacja pomysłów z pierwszego krążka, z drugiej strony trio odjęło trochę energii na rzecz bajeczności- i tu tkwi sęk. Elektroniczna delikatność w stylu AIR, w połączeniu z niepokojem a’la Massive Attack budują atmosferę mlecznie mglistą, tajemniczną, gdzie światełkiem numer jeden, prowadzącym nas do celu są kobiety: Angela McCluskey i Deborah Anderson. Ta pierwsza to pani, bez której głosu Breathe nie było by warte nawet sapnięcia. Angela powraca i czaruje z niemniejszą niż poprzednio gracją. Akompaniuje jej pełna szmerów i szmerków, trzasków, lekkich bicików i świerków elektronika… i nie tylko! Świetnym przykładem jest mój osobisty faworyt, płytowy rzeźnik- Love’s Almighty- utwór nie posiadający ani jednego dźwięku od pana komputera na rzecz orkiestry, do muzyki której McCluskey tańczy pełne erotyki tango…

Jak już pisałem prócz pani McCluskey śpiewa też nam Deborah Anderson . Jej głos jest bardzo podobny do głosu Bjork co w gruncie rzeczy daje radę i ładnie pasuje to całości. Powrócił tez niestety raper Mau. Zawsze twierdziłem, że połączenie rapu i electro nie działa, po prostu nie działa i tyle. Rapu NIE ma na płycie prawie w ogóle i dzięki Bogu. Mau, który niejednokrotnie i jakże okrutnie niszczył swoim głosem na Genetic World całą atmosferę na jaką dawał nam nadzieje oddechowy opener został zredukowany do dwóch, może trzech kawałków, które w gruncie rzeczy nie brzmią jeszcze aż tak tragicznie. Są one do ukrycia w cieniu jaki rzuca piękne 90% reszty płyty.

A więc wziąłem do auta Angel Milk, odświeżyłem sobie moją długą znajomość z Télépopmusik i poczułem jak mleko przesącza mój umysł i uszy. A że mleko jest zdrowe, spróbujcie tego od aniołów- od Télépopmusik.




Szadi

poniedziałek, 23 lutego 2009

My Brightest Diamond- A thousand shark's teeth

Zgodnie z tradycją, zaraz po opublikowaniu Muzycznego Podsumowania Roku, wpadła mi w ręce płyta, którą definitywnie umieściłbym na tejże liście i to na bardzo wysokim miejscu. Życie...



Uszy mojego serca podbiła tym razem Shary Wordem ukrywająca się pod pseudonimem My Brightest Diaomnd. Skromna, ale definitywnie nie cicha chórzystka Sufjan Stevens’a postanowiła sama sięgnąć po instrumenty i uwolnić magię, która w niej spoczywała- tak powstała jedna z najbardziej zaczarowanych płyt zeszłego roku. Sharon jest multiinstrumentalistką, z czego najmocniejszym jej instrumentem jest definitywnie jej głos, będący mieszaniną doniosłości głosu Antoniego Hegarty, czystości Jeff’a Buckley’a i estrogenu. Ta wybuchowa mieszanka mknie przez spokojne smyczkowo-dęto-strunowe morze niczym torpeda mająca na celu zatopienie wszelkich złych skojarzeń ze słowem "opera" . Bo tak własnie najtrafniej zdefiniowałbym muzykę My Brightest Diamond- Opera XXI wieku. Nie bałbym się również określić jej muzyki jako soundtrack’u do jeszcze nie nakręconego filmu. Pełno tu pobudzających wyobraźnię długich, spokojnych smyczkowo-mruczankowych wstawek przeistaczających się potem w wielki, wyniosły wybuch, zabierający nas gdzieś wysoko...

...a cała magia polega na tym, że zostajemy w chmurkach na dłużej- do końca ostatniej piosenki.



Szadi

poniedziałek, 2 lutego 2009

Podsumowanie muzyczne roku 2008

I co z tego, że już jest luty! Musieliśmy się modnie spóźnić, poza tym styczeń był miesiącem choroby, nauki i słuchania płyt, które się przeoczyło, a które zostały uwzględnione na blogach ludzi punktualnych i wywiązujących się z "obietnic" względem kalendarza i własnego internetowego pamiętniczka. Nie jesteśmy ani punktualni ani słowni, ale bloga mamy, więc oto i podsumowanie.

Rok 2008 rokiem płodnym nie był. Płyt wyszło dużo, dobrych mało, godnych uwagi policzalna ilość. Postanowiliśmy mimo wszystko wprowadzić podział na płyty narodowe i zagraniczne, te zaś na ciasto i rodzynki. Polskich tak nie dzielimy, bo serwery Google by nie wytrzymały tak dużej ilości danych, będącymi spisem słabych płyt polaczków. Nie ma rankingu, nie ma top10 disco relax, jak już płyta jest na liście, to znaczy, że jest po prostu dziarska lub beznadziejna. Do rzeczy:



Najgorsze płyty zagraniczne:


*The Notwist - the devil, you + me
Soczysta, aryjska elektronika usycha.


*Thievery Corporation - radio retaliation
Obojętnie którą płytę TC się włączy- leci to samo. Może starczy po 10 latach?


* Coldplay- Viva la Vida.
Kiedyś wruszali do łez, dziś też płaczę, ale ze śmiechu
.



* Hercules and Love Affair - Hercules and Love Affair
Anthony Hegart, coś Ty chłopie najlepszego zrobił!?
* Sons and Daughters- The gift
Zespół z potencjałem wraca i nagrywa coś, co mogłoby istnieć pod nazwą innego zespołu, a nie o to chodzi.


* The Kooks- Konk
Syndrom drugiej płyty, żyje i ma się dobrze.



*Crystal Castles- Crytsal Castles
Muzyka brzmiąca jak biegunka robota + wokale nagrane 1 kwietnia = płyta żart.




Najlepsze płyty zagraniczne:



*Jóhann Jóhannsson – Fordlândia
Sigur Ros i múm inspirują wielu. A kto inspiruje ich? Ta płyta to coś więcej niż tylko odpowiedź.


*Fleet Foxes- Fleet foxes
Świat potrzebuje młodych ludzi bez gitar elektrycznych i tekstów o imprezach. Oto Abraham nowego ruchu muzycznego.
*Promise and the monster- Transparent knives
Damski odpowiednik Jose Gonzalez’a nie może brzmieć źle. Ba! Brzmi wybornie!

*Kaki King- Dreaming of revange
Kaki zaczęła więcej śpiewać i teraz naprawdę jest King.

*Stereolab - Chemical Chords
Zawsze świeży i kruchy Stereolab, prawie jak bakietka z Auchan'a.



*Lykke li - youth novels
Słucham jej w najlepsze, w koło macieja na karuzeli kręce, jest super na 102!




*Broken Social Scene presents Brendan Canning - something for all of use
Jeden z najbardziej płodnych wykonawców ostatnich lat z naprawde smacznym nasieniem.



*Sing Fang Bous - clangour
Przemyślane bazgroły na białej kartce z duszy.



*Yeasayer - all hour cymbals
Orientalnie nie znaczy FIX Knorr'a.
*Nightmares on wax - Thought so...
Grzechem było by ich pominięcie, muszą być i basta! Nie musze mówić dlaczego, przecież wiecie.

*The Herbaliser - Same as it never was
Nowi Oni, żwawi i szybcy, bawią sie tymi instrumentami jak nigdy przedtem.




Najlepsze płyty narodowe:



*Iowa Super Soccer- Lullabies To Keep Your Eyes Closed
Nareszcie ktoś odkrył egzystencję popytu na melancholijną muzykę z polską metką.

*Silver Rocket- Tesla
6 za pomysł, high five za wykonanie, medal za wokale, buziak za całokształt!


*Pustki - koniec kryzysu
Trzymam za słowo.

*Jacaszek- Treny
Elektronika żałobna z najwyższej półki.








Szadi / Tapczan

niedziela, 18 stycznia 2009

White Magic - Troght The Sun Door

Brak schematu to największa zaleta tego albumu,
manieryczny głos i nietuźinkowe  kompozycje tworzą pewnego rodzaju hermetyczną kulę 
bez początku i bez końca, kulę dość ciemną i zadymioną, jest w tym albumie
jednak coś co przyciąga i absorbuje ,Mira Billotte nie zabiera nas w krainę ciepłą i słoneczną
zabiera w odległe miejsca o których nie śniło się nawet Marco polo.
Nowe-stare piosenki nie do końca folkowe, jednak smacznie psychodeliczne, organiczne, momentami idealnie komponujące się z biciem serca, regularnymi cyklami jak w zegarku.
Ta płyta złapie was za gardło i delikatnie przydusi , o tak !


Tapczan

czwartek, 15 stycznia 2009

Bóg schodzi z nieba... w Krakowie

Sacrum Profanum, Kraków, ??.??.09, 20:00, Thom, Jony, Colin, Ed, Phil, Everythng in it's right place. Szukajcie\czekajcie a znajdziecie.




Szadi