poniedziałek, 24 listopada 2008

Co nieco o metalu

Tak, Twoja interpretacja jest właściwa...




Szadi

niedziela, 23 listopada 2008

Caravan Palace

Zakochałem się ostatnio. I to bezgranicznie. To uczucie odjęło mi lat do tego stopnia, że placzę po nocach z myślą, iż moja wielka miłość nie jest nawet świadoma mojej egzystencji. Takim moim Bravo'owym Billim z Tokyo Hotel jest Colotis Zoe. Kocham ją za to jej głos, za jej urodę, za jej ruchy, za jej zatkany palcami nos i styl ubierania się. I za to, że śpiewa w Caravan Palace, zespole będącym najlepszym dowodem na to, że MySpace jest nie tylko rejestrem ludzi zarażonych lansem ale i niewyczeprującą się kopalnią: a)dobrej, b)bardzo dobrej, c) wspaniałej muzyki. Zoe mieszka w odpowiedzi C.
Gęsty bicior dyskotekowy kojarzył mi się do tej pory tylko dwuznacznie-źle. Albo Madonna wymachuje celulitisem przed kamerą, albo łyse pały robią patrol autem taty po osiedlu. A tu nagle Colotis, pokazała mi, że ten bit ma w drugie dno, że da sie go wykorzystać, że on ma w sobie potencjał. Oglądaliscie ten musical Chicago? Ja też nie, ale słyszałem jakies tam melodyki z niego i wyobraźcie sobie że do tego całego skrzypeczko-chórko-sexo-klarnetowego mixu 1930 dodamy gęsty-elo-mocny-bass bit 2000. Przyprawmy to gracją, lekką elektroniką i hisotrycznymi strojami, posypmy francuzkim pochodzeniem, zapijmy to marsyliańskim winem a otrzymamy ucztę bardziej niż królewską. I nim się obejrzycie, główka będzie chodzić w górę i w dół. Panie i panowie, oto nowy gatunek muzyczny: electro swing! Delektować się do woli... ale Colotis zostawcie dla mnie <3
$zAd!

sobota, 15 listopada 2008

Pustki - Koniec kryzysu

Polska muzyka to pustki, dosłownie i w przenośni, mało kto wie jak brzmi Polska muzyka, i czy Polska muzyka w ogóle istnieje, a jeśli istnieje to jak długo i jaki ma kolor..szary ?
Koniec kryzysu brzmi jak wybawienie, odrodzenie wręcz, kryzysu już nie ma, nadeszły pustki
Fenomen Pustek polega na  skromności, koncertowali za granicą nie raz nie dwa, i o dziwo się tym nie chwalili, nie mówiąc tutaj o chłopakach z Myslovitz którzy znieśli fioletowe jajo z radości że mogli zagrać na ziemi obcej , Pustkami nie targają wiatry zachodu, wiatry urodzaju, grają tutaj, grają swoje, chwała im za to .
Koniec kryzysu to kawał dobrej roboty, i pod względem muzycznym i tekstowym co graniczy w przypadku polaków z cudem,pustki to zespół który wie czym jest sztuka i wie jak nią operować,teksty śpiewane Stanisława Wyspiańskiego ku wielkiemu zaskoczeniu wyszły wyśmienicie, oddana cała ekspresja, nastrój, Pustki to kultura w dobie kiczu, obok której nie można przejść obojętnie.
Dla dociekliwych nie małe zaskoczenie odnośnie samej piosenki "Koniec kryzysu" , otóż została ona wydana na składance upamiętniającej "Joy Division" , zbudowana na bazie "Passover" opowiadająca o  beznadziei egzystencjalnej i samotności, oddająca w pełni klimat wersji pierwotnej, z całego grona artystów jako jedyni nagrali "swoją" piosenkę
Koniec kryzysu nastał, dzięki tej płycie,"Awarii" nie było.

Tapczan






czwartek, 13 listopada 2008

citizen Cope -The Clarence Greenwood Recordings

Jest naiwnie, jest nijak.
Fałsz tej płyty bije na kolana, leje nas po żebrach, kuje palcami po oczach.
Dziwna moda się zrodziła , nagle każdy chce grać pseudo funka, pseudo jamajkę, pseudo rap, nietrafny zabieg.
Ale trafny dla przeciętnego słuchacza, który skupia się na  ładnym refreniku, i żeby pan który śpiewa miał ładne ząbki i ładne oczka, reszta się nie liczy , tutaj nie gra żadnej roli  przekaz, prawdziwośc, nie liczą się uczucia,w taki sposob napędzie sie machine która nabiera rozmachu, i nabiera rozmachu na tyle na ile jej pozwalamy, a niestety pozwalamy, nawet nieświadomie.
Słuchając tej płyty czułem się jak by mnie ktoś gwałcił, katował, zmuszał do picia mleka, robiło mi się mdło , a na koniec zwymiotowałem.
Jeśli preferujecie hiciory rodem z MTV w stylu "Dido" ( nie myllić z Dildo ) pomieszane z "Shagim" to zachęcam.

Tapczanek aka Andrzej aka Ja



sobota, 8 listopada 2008

Maria Peszek- Maria awaria

Pamiętam jak dziś dzień, gdy odpaliłem Miastomanie. Ta sielanka, zabawa słowem, dźwiękiem, głosem, i to z Polski! Nie! To niemożliwe! Zauroczyłem się w tej muzyce na długo a do Peszkowej przyczepiłem karteczkę " przedstawicielka najwyższej klasy muzycznej w Polsce- więcej takich proszę". A nowa płyta ma tytuł Maria Awaria i ten tytuł tu pasuje jak mało kiedy.
Na Miastomanii była taka piosenka: "Nie mam czasu na seks". To było coś! Polskie usta śpiewają o seksie tak bezpośrednio, tak prosto. Zabieg genialny, biorąc pod uwagę zacofanie polskiej mentalności do spraw intymnych. Wreszcie ktoś się przełamał. Oprócz tego, Miastomiania grzeszyła naprawdę wyśmienitą stroną muzyczną, wszystkie gitary, kontrabasy cymbałki, organki były nagrane tak spontanicznie, że aż cudownie. Chcąc nagrać nową płytę, do studia muzycy weszli Ci sami, z tym samym dobrym pomysłem w głowie. Niestety w głowie Marysi wchodzącej do studia nie było już tak dobrego materiału jaki był tam kiedyś. Pani Marii zachciało się śpiewać o seksie. Tylko o seksie. O napletkach, owłosieniach łonowych i miłości oralnej. Pomysł- prawie ciekawy. Zrealizowanie- prawie udane. Prawie przez duże „P”. Awaria to wyśmienity przykład tego, że tekst na płycie jest równie ważny jak melodia. Bo gdyby Marysia zaśpiewała tu np. teksty ze starej płyty, wszystko było by super. Gdyby dała ( no niech przeboleje) nawet 3,4 piosenki o seksie, wszystko byłoby super. Ale ja odpalam płytę, kawałek HUJawiak i słyszę ” Poliż mnie, i'm polish, (…) Puk puk, fuck fuck, fuck you, how do you do?” What the fuck? Ani to śmieszne, ani erotyczne, ani nie jest to szczytem poezji śpiewanej. Choćby potem miała zaśpiewać nawet Bjork, utwór jest dla mnie przegrany. Czemu? Bo takie „rymy” mogą sobie pisać na ławce gimnazjaliści z nudów a nie szanowany muzyk z najwyższej półki. Sokół i Pono z dobrego rapu przerzucili się na „brać Cię w aucie”, Peszkowa na napletki. Tym sposobem została niedawno zrównana w ankiecie z Dodą, z zapytaniem która z nich to większa skandalistka. Czy o to chodziło? Wątpię…


Szadi_penis

środa, 5 listopada 2008

Animal Collective - Water Curses

Zwierzęca kolektywa, dziwne zestawienie , Truskawkowym dżemem już w twarz dostałem i do teraz się wycieram , dalej się jakoś dziwnie kleje i czuję dosyć nieswojo.
Water Curses i pytanie co tym razem , utopią mnie ?.
Te 4 propozycje Pandy B. i kolegów to podróż w stylu "Steve Zissou" w żółtym podwodnym statku , kiedy to powoli podziwiamy wszystko co przepływa obok nas aż z zachwytu spada nam czerwona czapeczka, chcemy się posunać trochę dalej i wskoczyć w głąb i obcować z podwodnymi stworzeniami, i nigdy tej przygody nie kończyć.
Ale kończymy , i to po 17 minutach.

Tapczan

poniedziałek, 3 listopada 2008

Jefferson Airplane - Surrealistic Pillow

Goniłeś kiedyś królika ? na dodatek białego ? , pewnie nie raz nie dwa,królika goniła nawet Alicja i to przez niego się tak wkopała. Biały królik to synonim tragizmu ,pewna beznadziejna prawidłowość, mogło by się nawet wydawać że droga bez wyjścia i bez końca.
Surrealistic Pillow to pozcja obowiązkowa, jej magia polega na niesamowitym odczuciu słuchania, mogło by się wydawać że coś wpędza nas w wir, jakbyśmy lizali "zappa" oczyma a nie językiem, scenariusz przeciętnego hednonisty lat 60 , fioletowo niebieskie chodniki, i czerwony dym do okoła nas, topiące sie zegarki symbolizujące aczasowość,do okoła mnie rosną niebieskie grzyby, dlaczego wszyscy się smieją ? i chodzą do góry nogami ? .Ta płyta powstała po części poprzez inspiracje "Alicji w krainie czarów" i to dodaje tej płycie neisamowitego smaku, psychodeliczność tej płyty jest zabójcza, przytulmy sie do naszej surrealistycznej poduszki dajmy sie ponieść naszej fantazji, nie bójmy się wpaść do króliczej nory, a rano powtórzmy sobie " że to był tylko sen"

Tapczan

niedziela, 2 listopada 2008

Jazz Liberatorz- Clin d'oeil

Nie jestem wielkim fanem rapu, ale miewam takie momenty że po niego sięgam a kiedy już sięgam, musi to być co naprawdę wytrawnego, z najwyższej pólki. Takim własnie wysoko-półkowym produktem jest Clin d'oeil.
Jazzlibz to trio pochodzące z Francji a ich główną inpsiracją w świecie rapu jest jazz- i to jest w tej płycie najlepsze! Co więcej cała płyta jest pewnego rodzaju pokłonem, oddanym w stronę jazzu, jego najwiekszych przedstawicieli. I tak na płycie prócz dobrych kawałków rapowych z jazzowym samplem, znajdziemy instrumentale ( tą płytę warto przesłuchać dla samego intra- jest mistrzowskie!) czy pewnego rodzaju interlude'y w których różni muzycy wypowiadają się na temat jazzu. A są to wypowiedzi naprawdę ciekawe, szczere, takie ciepłe, aż się chce człowiekowi zaraz odpalić jakiegoś Miles'a Davis'a :) Jak to bywa na rap płytach jest tu gości tyle co piosenek. I tak śpiewają panowie ( Asheru, Fatlip, Tableek) i panie (Apani B Fly Emcee, Lizz Fields, Stacy Epps). Cały rap na tej płycie to eleganckie utwory z eleganckimi tekstami i eleganckim bitem. Nie ma chrypy i dziwek.
Więc nie ważne czy lubisz rap czy nie, to jest płyta dla każdego, bo jest naprawdę dooooobra! (argument najwższej klasy). Yo



Szadi